Graliśmy już w Wipeout Omega Collection na PlayStation VR. Gra wyścigowa w wirtualnej rzeczywistości daje mnóstwo radochy, chociaż wiatru we włosach z goglami na głowie poczuć nie sposób.
W minionym tygodniu wybrałem się do Londynu na PS VR Showcase 2018, czyli zamkniętą imprezę, na której prezentowane były wybrane nadchodzące tytuły na PlayStation VR. Obok zapowiadającego się świetnie Blood & Truth pojawiło się tam wiele innych gier, między innymi uaktualnione o obsługę wirtualnej rzeczywistości Wipeout Omega Collection. Przyznam, że gogle zakładałem ze sporą dozą nieufności.
W końcu wyścigi w VR to karkołomny pomysł.
Wyścigi to bardzo dynamiczne gry, a przeniesienie ich na PlayStation VR rodzi obawy o komfort podczas rozgrywki. W przypadku Wipeout Omega Collection w wirtualnej rzeczywistości były one o tyle większe, że to nie była gra projektowana od razu z myślą o uruchomieniu na tej platformie, a wsparcie dla niej dodano w bezpłatnej aktualizacji.
Gogle wirtualnej rzeczywistości oszukują mózgi graczy. Mając je na głowie, mamy wrażenie przebywania w zupełnie innym świecie. Póki awatar gracza porusza się w statycznej przestrzeni, problemu raczej nie ma. Gdy jednak gra symuluje szybki ruch, błędnik zaczyna wariować, co może powodować nawet nudności.
Na szczęście Wipeout Omega Collection na PlayStation VR w praktyce wypada super.
Z goglami PlayStation VR na głowie spędziłem 15 minut i odbyłem w tym czasie trzy wyścigi. Niby niewiele, ale podczas pokazu miałem w końcu do sprawdzenia oprócz Wipeout Omega Collection aż 11 innych dem. Kwadrans jednak wystarczył, żeby ocenić, czy wyścigi w wirtualnej rzeczywistości są hot czy not.
Na szczęście nie ziściły się moje obawy. Zabawa w Wipeout Omega Collection z goglami na głowie dawała przede wszystkim mnóstwo frajdy. Sterowanie nie nastręczało żadnych trudności, a po opanowaniu podstaw już w drugim wyścigu zająłem pierwszą lokatę na średnim poziomie trudności.
Fani klasycznej wersji Wipeout Omega Collection poczują się jak w domu.
Gra została przeniesiona do wirtualnej rzeczywistości niemalże jeden do jednego. Dostępne są te same tryby i mapy, co w normalnej edycji ogrywanej na telewizorach. Można nawet przełączyć kamerę na widok trzecioosobowy (aczkolwiek znacznie lepsze wrażenia ma się patrząc na świat gry wprost z kokpitu).
Niesamowite wrażenie robi to, jak Wipeout Omega Collection płynnie działa na PlayStation VR. W przypadku tak dynamicznej gry to szalenie istotne, by nie miała żadnych opóźnień - i nie chodzi tylko o to, by nie stracić prowadzenia podczas wyścigu, a o to, by organizm nie zaczął się buntować.
https://www.youtube.com/watch?v=aVIk0VCTQgc
Wiatru we włosach jednak nie czuć.
Z każdym kolejnym przyspieszeniem i zebranym bonusem emocje rosną i nie opuszczają gracza aż do samego końca. Nie liczcie jednak na realistyczne odwzorowanie tych naprawdę wysokich prędkości. Licznik wskazywał co prawda, że poruszam się z prędkością kilkuset kilometrów na godzinę, ale takiego złudzenia nie było.
Odczuwalna prędkość była tak na oko o rząd wielkości mniejsza. Trudno jednak byłoby rozwiązać to inaczej, skoro gra powinna być przede wszystkim grywalna. Nawet w obecnej wersji bywały momenty, w których mój wariujący błędnik zaczynał powoli dawać o sobie znać - ale spokojnie, śniadanie nie próbowało uciekać.
Nadal nie jestem też przekonany, czy PlayStation VR to odpowiednia platforma dla tego gatunku gier. Wipeout Omega Collection to jednak dobry przykład na to, że wyścigi w wirtualnej rzeczywistości da się zrobić tak, by dawały radochę - a o to przecież w grach wideo chodzi.
Oszukałem własny mózg. Wipeout Omega Collection w VR - pierwsze wrażenia