Za niemal miesiąc rozpoczną się finały IEM 2018. Z tej okazji w Katowicach odbyła się konferencja podsumowująca dotychczasowe osiągnięcia i sukcesy związane z wydarzeniem. W śląskiej ESL Arenie pojawił się dyrektor sprzedaży Intela Hans Jurgen-Werner, dyrektor zarządzający ESL Polska Aleksander Szlachetko oraz prezydent miasta Katowice Marcin Krupa. To właśnie z gospodarzem IEM 2018 porozmawiałem o tym, co impreza znaczy dla Katowic. Zarówno w wymiarze promocyjnym, jak i finansowym.
Marcin Krupa przyjechał do ESL Areny z solidnymi liczbami. Prezydent miasta pochwalił mi się, ile Katowice zarabiają na każdym gościu odwiedzającym miasto z okazji finałów Intel Extreme Masters. Samorządowego polityka wypytałem o to, co IEM oznacza dla regionu, jak wpłynął na długofalową politykę miasta, no i oczywiście o to, czy e-sport jest sportem.
Szymon Radzewicz, Spider’s Web: Znajomi skarżą się, że na IEM w Katowicach nie ma miejsca w hotelach…
Marcin Krupa, prezydent miasta Katowice: (śmiech) Trzeba mieć pełną świadomość, że w ubiegłym roku uczestniczyły w tym wydarzeniu 176 tysiące osób. Nie tylko mieszkańców naszego regionu, ale również dojeżdżających gości. Ile byśmy nie mieli powierzchni, to dla tak popularnej dyscypliny, jak e-sport, by jej nie wystarczyło.
Ludzie niejednokrotnie stoją pół dnia, aby dostać się do Spodka i zobaczyć rozgrywki, które dzieją się na żywo i są we wspaniały sposób komentowane i transmitowane na cały świat. Nie sposób sprostać zapotrzebowaniu hotelowemu.
IEM - pierwsze skojarzenie?
Olbrzymia promocja. Promocja na rynkach światowych. Pokazanie tego, co mamy najlepsze i tego, czym chcemy się chwalić; że jesteśmy w stanie organizować wielkie wydarzenia, które stają się wzorcem do naśladowania.
Zauważyliśmy to - po pierwszych edycjach IEM w Katowicach inne miasta również zaczęły pokazywać e-sport w zupełnie innym wymiarze. W wymiarze wydarzenia kulturalnego. Pokazujemy IEM-em, że można podejść do tematu w sposób kreatywny i połączyć tę kreatywność gier komputerowych oraz całej branży IT z jej możliwościami realizacji.
Wprowadzę prezydenta na pole minowe.
Prezydent: Jasne…
IEM to bardziej wydarzenie kulturalne czy wydarzenie sportowe?
Powiedziałbym, że bardziej wydarzenie sportowe. Natomiast cała kultura wokół tego wydarzenia pokazuje, jaki jest potencjał. Proszę zwrócić uwagę, że poza samymi grami mamy doskonałą muzykę, która towarzyszy tym grom. Łatwo sobie wyobrazić kulturalne wydarzenie towarzyszące, tak jak istnieją koncerty muzyki filmowej. To elementy możliwe do wyciągnięcia.
Proszę zobaczyć na te wszystkie stroje, w które przebierają się goście. To znowu jest element pewnej kultury, sztuki nawet. Z tego da się wyciągnąć masę dodatkowej wartości.
Ja: Co IEM znaczy dla Katowic w przeliczeniu na złotówki?
Mamy badania na ten temat. Nie jesteśmy w stanie do końca obliczyć efektu promocyjnego, który jest chyba najważniejszy, bo trafiamy do 46 milionów ludzi na całym świecie. Patrząc z perspektywy mieszkańca oraz samego miasta, to przypływ finansowy, który pozostaje po tego typu imprezach, jest określony.
To jest około 540 złotych dla tych, którzy zostają na dłużej niż jeden dzień i 160 złotych dla tych, którzy przyjeżdzają na jedno wydarzenie. Przekłada się to bardzo proporcjonalnie do biznesów na terenie miasta. Myślę przede wszystkim o branży gastronomicznej, o branży transportowej, o branży hotelowej. IEM powoduje realny wpływ do budżetu.
Jak władze miasta starają się o kolejne finały IEM?
Są to szczegółowe umowy podpisane na określony czas. Tegoroczna umowa dotyczy również 2019 roku, więc jeszcze jeden rok na pewno jest zagwarantowany w umowie. Potem musimy usiąść do stołu i porozmawiać o dalszych planach na przyszłość.
Osobiście chciałbym, aby IEM był utożsamiany z Katowicami i myślę, że póki co nie widzę dla tego zagrożeń. Na pewno nie ze strony innych polskich miast. Świat to jednak zupełnie inny temat i inne wyzwanie.
Jak ma się IEM to długofalowej polityki dla Katowic?
IEM włącza się w naszą politykę turystyki biznesowej. To jeden z najważniejszych argumentów tej polityki i bardzo cieszymy się, że wydarzenie przyciąga coraz to nowe podmioty.
Innym ważnym filarem tej polityki zostanie Śląskie Centrum Innowacji. To projekt będący połączeniem pewnych określonych dziedzin gospodarki pokazanych w sposób naukowy, ale przystępny. ŚCI jest dedykowane dla każdego, ale celujemy zwłaszcza w młodych ludzi. To będzie nasze centrum nauki, lecz oparte na tym, co w Katowicach i naszym regionie jest najważniejsze - energetyce, gamingu, e-sporcie, architekturze i medycynie. To te najważniejsze elementy, które będą pokazywane w naszym centrum.
Jak to wygląda od politycznej kuchni? Jakieś partie są przeciw imprezie? Widzą z niej coś złego?
Trudno mi mówić za wszystkich, ale póki co nie było żadnych dyskusji kwestionujących atrakcyjność IEM. Może jakieś pojawiały się za pierwszym razem, przy pierwszej edycji, ale dzisiaj każdy widzi efekty i korzyści z tej imprezy. Nie było do tej pory żadnej dyskusji kwestionującej. To bardzo fajna impreza, która daje tak dużą promocję naszemu miastu, że trudno byłoby komukolwiek z niej zrezygnować.
Pierwsza edycja… jak to się w zasadzie zaczęło?
Wtedy prezydentem był jeszcze pan Piotr Uszok, więc decyzja wydawała się jeszcze trudniejsza do podjęcia, chociażby z racji różnicy wiekowej i nieznajomości tematu. Przyszli młodzi chłopacy, w tym jeden samorządowiec, którzy zaproponowali ten pomysł. Władze zapytały się, ile potrzebują pieniędzy. Tutaj pierwszy szok i oczy otwarte ze zdziwienia po usłyszeniu sumy. Potem padło pytanie o miejsce i był drugi szok. Jak to w Spodku?! Przecież gry kojarzyły się z domowym zaciszem, komputerem, internetem.
Po szerszym zastanowieniu została podjęta decyzja przez prezydenta Uszoka - okej, zaryzykujemy i spróbujemy. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Pierwsza edycja zrobiła takie wielkie wrażenie, że nie było absolutnie żadnej dyskusji co do kolejnych działań czy dłuższego kontraktu.
Po nitce do kłębka próbuję teraz kontynuować tę tradycję.
Każdy gość zostawi w Katowicach 540 zł. Rozmawiamy z prezydentem miasta o IEM 2018