iPhone XR to najtańszy z trzech tegorocznych telefonów Apple’a, co wcale nie znaczy, że to tani sprzęt. Nie obyło się jednak bez kompromisów. Cześć z nich łatwo wybaczyć. Inne niekoniecznie.
Mogło się wydawać, że wszystkiego o nowym iPhonie XR dowiedzieliśmy się podczas wrześniowej konferencji. W praktyce jednak tańszy (bo przecież wcale nie tani - kosztuje aż 3729 zł w podstawowej wersji) telefon Apple’a z kolekcji na 2018 rok można ocenić dopiero po spędzeniu z nim kilku dłuższych chwil. Czekało mnie sporo zaskoczeń - zarówno pozytywnych, jak i negatywnych.
iPhone XR okazał się urządzeniem nieoczywistym i pełnym sprzeczności.
Dawało to o sobie znać cały czas podczas korzystania z tego telefonu. Już sam rozmiar powoduje dysonans poznawczy - najtańszy z trójki jest w końcu jednocześnie większy od iPhone’a XS, jak i mniejszy od iPhone’a XS Max. Ma ekran, który na papierze ma takie samo zagęszczenie pikseli, co iPhone 4 sprzed 8 lat (!), ale jednocześnie wcale nie razi pikselozą.
W wyświetlaczu brakuje jednak 3D Touch, co okazało się znacznie większym problemem, niż się spodziewałem. iPhone XR ma za pojemniejszy akumulator i lepszy procesor i nowsze Face ID od zeszłorocznego topowego modelu, ale w jego obudowie znalazł się tylko jeden obiektyw. Smartfon jednak i tak robi zdjęcia portretowe - a w sprzyjających warunkach nawet lepsze niż iPhone XS. Serio.
Pierwszym zaskoczeniem była dla mnie obudowa.
iPhone XR sprzedawany jest w kilku wersjach kolorystycznych. Wypożyczyłem do testów od Play model niebieski i ze zdumieniem odkryłem, że jego kolorowa ramka jest… rozpraszająca. Zarówno w białym modelu iPhone’a X, jak i w złotym iPhonie XS, jest ona nieco cieńsza. Stal podczas patrzenia na front znika w tle.
Bladoniebieskie aluminium w tańszym telefonie Apple'a jest już na tyle kontrastowe, że rzuca się w oczy cały czas. Wiele osób pewnie nie zwróci nawet na to uwagi - bo i tak będzie nosić telefon w etui - ale nie tylko ja w naszej redakcji to spostrzegłem. Na szczęście w przypadku białej wersji kolorystycznej iPhone’a XR nie jest to aż tak uciążliwe.
Rozczarowały mnie też grube czarne ramki dookoła wyświetlacza.
Już po materiałach promocyjnych było widać, że iPhone XR ma nieco grubsze ramki bezpośrednio wokół ekranu. Ile dokładnie, można było wyczytać ze specyfikacji technicznej. Spodziewałem się, że nie będzie to dla mnie specjalnym problemem. Myliłem się.
Po roku spędzonym z iPhone’em X wziąłem do ręki iPhone’a XR i czułem się, jakbym wrócił do poprzedniej epoki. W pozostałych dwóch modelach z serii X ramka jest już na tyle mała, że znika w oczach podczas korzystania z urządzenia. Pod tym względem tańszemu modelowi bliżej do starszych smartfonów Apple’a - tych bez notcha.
iPhone XR jest za to wykonany na piątkę (z grubą krechą).
Materiał użyty do produkcji ramki to aluminium, a nie stal, ale to akurat nie jest to dla mnie problemem. Telefon jest solidny i sztywny, wszystkie elementy są idealnie spasowane, a przyciski są świetnej jakości. Już bym napisał, że trudno się do czegokolwiek przyczepić - no ale jest jeden szkopuł.
Chodzi o umiejscowienie portu Lightning. Lata temu chwaliłem Apple’a za dbałość o detale - w przeciwieństwie do Samsunga, u którego każdy port i śrubka były w innej płaszczyźnie. W tym roku iPhone XS ma niesymetryczny grill głośnika, a iPhone’a XR od spodu przypomina Androidy sprzed lat.
Grubość ramek i przesunięty port to oczywiście kompromisy wymuszone wyświetlaczem.
iPhone XR wyposażony jest w panel LCD. To nie lada osiągnięcie, że Apple’owi udało się zmieścić go pod taką wąską ramką, ale najwyraźniej nie dało się tej technologii skompresować tak, by przestrzeń dookoła ekranu była tej grubości co w pozostałych iPhone’ach z linii X, a port był umiejscowiony symetrycznie.
Sam wyświetlacz robi jednak dobre wrażenie. Co prawda ma to samo zagęszczenie pikseli, co iPhone 4, ale poza parametrem ppi i technologią, jakiej użyto, tych dwóch paneli nic nie łączy. Nie jest to OLED z droższych modeli, ale jak na panel typu LCD nie ma się czego wstydzić.
Z zaskoczeniem jednak odkryłem, że wbrew temu, co myślałem, brak 3D Touch zaczął mi doskwierać.
Okazało się, że tak jak nie wykorzystuję w ogóle skrótów na ekranie głównym, tak intuicyjnie korzystam z 3D Touch w wielu innych miejscach systemu. iPhone XR symuluje ten mechanizm poprzez tzw. Haptic Touch - dłuższe przytrzymanie ekranu z potwierdzeniem w postaci wibracji - ale tylko w kilku miejscach. W dodatku i tam działa to bardzo słabo.
Haptic Touch można wykorzystać na ekranie blokady. Niestety, by odpalić latarkę lub aparat, trzeba użyć znacznie więcej siły niż w iPhone’ach wyposażonych w 3D Touch - palec musi dotknąć ekranu dłużej większą powierzchnią. W dodatku nie działa to podczas rozwijania treści powiadomień oraz do szybkiego podglądu zdjęć lub linków wraz z menu kontekstowym.
Największą zagwozdką jest jednak aparat w iPhonie XR.
Telefon został wyposażony wyłącznie w jeden moduł tylnego aparatu - a to ten sam obiektyw, który trafił do iPhone’a XS i iPhone’a XS Max. Zabrakło za to drugiego, węższego obiektywu, który od kilku lat służy do wykonywania iPhone’ami portretów - dane z głównego aparatu są wykorzystywane do wykrywania głębi i pomagają w rozmywaniu tła.
Apple zdecydował się jednak na dziwny krok i tryb portretowy w iPhonie XR mimo to zaimplementował. Ze względu na brak dwóch obiektywów, rozmycie tła realizowane jest wyłącznie programowo. Działa w dodatku tylko po wykryciu sylwetki człowieka - iPhone’y z dwoma obiektywami potrafią rozmyć (z lepszym lub gorszym skutkiem) tło również za przedmiotami.
iPhone XR zrobi mniej portretów, ale mogą one być lepszej jakości.
Ze względu na wykorzystanie szerokiego obiektywu iPhone XR łapie znacznie szerszy kadr w trybie portretowym. Co jednak jeszcze ciekawsze, w kiepskich warunkach oświetleniowych zdjęcia wykonane tym telefonem są znacznie lepsze niż te z iPhone’a XS! Wszystko ze względu na to, że podstawowy obiektyw ma przysłonę f/1.8, a obiektyw telephoto - f/2.4.
Nie oznacza to, że tryb portretowy jest lepszy - ale nie da się ukryć, że daje lepsze efekty w określonych sytuacjach. Dziwię się, że Apple nie pozwala w tym momencie wykorzystać głównego aparatu do portretów w iPhonie X, iPhonie XS i iPhonie XS Max. Z kolei w iPhonie XR szalenie mi brakuje przycisku do zoomu - nawet jeśli miałby to być wyłącznie zoom cyfrowy.
Nie jest to jedyna moja uwaga do oprogramowania.
iPhone XR cierpi na tę samą przypadłość co iPhone XS Max. Telefon potrafi zmieścić na 6,1-calowym ekranie więcej treści, ale tylko w dostosowanych aplikacjach. Apple przygotował swoje programy, by wyświetlały np. więcej wierszy na liście wiadomości, ale w przypadku aplikacji trzecich jest z tym różnie - często są to przeskalowane wersje z iPhone’a X i iPhone’a XS.
Dochodzi do sytuacji, gdy jedna aplikacja od chatu ma nie tylko inny rozmiar liter i przycisków, ale też inną wysokość klawiatury ekranowej. Szlag trafia pamięć mięśniową, gdy w co drugiej aplikacji trzeba inaczej układać klawisze. Jeśli kupiłbym ten telefon - albo wspomnianego iPhone’a XS Max - doprowadzałoby mnie to do szewskiej pasji.
Na tym czepianie się można jednak skończyć.
iOS 12 na najmłodszym iPhonie działa jak rakieta. Mimo znacznie niższej rozdzielczości iPhone XR ma ten sam procesor Apple A12 Bionic, co iPhone XS i iPhone XS Max. Nie czuć też, że najtańszy z nowych telefonów Apple’a ma 3 GB, a nie 4 GB pamięci operacyjnej. Być może stanie się to wąskim gardłem w przyszłości, ale jak na razie to nie doskwiera.
Nie jestem natomiast jak na razie w stanie dokładnie ocenić czasu pracy na jednym ładowaniu. Z telefonem spędziłem weekend, a przez ten czas cały czas mielił dane w tle po zalogowaniu się na konto iCloud. Na oko jednak energia znika z ogniwa podczas korzystania z aplikacji nieco wolniej niż w przypadku iPhone’a XS - co nie jest zresztą zaskoczeniem, bo wynika bezpośrednio ze specyfikacji.
iPhone XR nie jest duchowym następcą iPhone’a 5c.
Już kilka lat temu Apple postanowił zaszaleć i wydał obok iPhone’a 5s dodatkowy model, czyli iPhone’a 5c. Cechował się on niższą ceną i plastikowym, kolorowym wykończeniem obudowy. Do środka trafiły jednak podzespoły ze starszego o rok iPhone’a 5. Sprawa była prosta - ten telefon to nowy tańszy model w ofercie, który różnił się od starszego obudową.
iPhone XR również ma kolorowe obudowy wykonane z innego materiału, ale pod względem specyfikacji bazuje na swoim kuzynie z tego samego rocznika. Wynika z tego jednak pewien problem dla klientów. Apple zdecydował się na wyrzucenie iPhone’a X z oferty, żeby zrobić miejsce na nowy tańszy model - ale nie oznacza to, że te telefony zniknęły ze wszystkich sklepów.
iPhone X kontra iPhone XR - tu nie ma zwycięzców, tu są dwaj przegrani.
Tak naprawdę nie wiem, który z tych telefonów miałbym polecić. iPhone X jest niewiele droższy od iPhone’a XR, ale bynajmniej nie jest pod każdym względem od niego lepszy. Za modelem z 2017 roku przemawia ekran OLED z 3D Touch, węższe ramki, bardziej kompaktowe wymiary i podwójny aparat.
Z kolei za iPhone’em XR? Kilka wariantów kolorystycznych, pojemność ogniwa zasilającego, przednia kamera i nowszy moduł Face ID, aparat główny, tryb portretowy podczas robienia zdjęć w ciemnych pomieszczeniach oraz oczywiście cena - przynajmniej na ten moment.
iPhone’a XR wypożyczyła nam do testów redakcyjnych sieć Play.
Tańszy nie znaczy tani. iPhone XR – pierwsze wrażenia