Premiera Nikona Z6 i Z7 - dwóch przełomowych aparatów firmy - jest już za nami. Kurz już opadł, dlatego przyjrzyjmy się im na spokojnie. A jest się czemu przyglądać!
Wczoraj miała miejsce oficjalna polska premiera Nikonów Z6 i Z7, na której przedstawiciele polskiego oddziału nie ukrywali dumy ze swoich nowych produktów. Po oficjalnej prezentacji można było wziąć aparaty we własne ręce, ale pod kilkoma istotnymi obostrzeniami. Po pierwsze, firmware nie był jeszcze skończony, więc w finalnej wersji aparaty mogą zachowywać się inaczej. Po drugie, nie można było zachować zdjęć robionych aparatami.
Do tego aparaty miałem w dłoni bardzo krótko. Poniższe opisy potraktujcie jako pierwsze wrażenia na (bardzo) gorąco.
Po wzięciu Nikona Z6 i Z7 do ręki czuć, że nie są to zabawki.
Nowe pełnoklatkowe bezlusterkowce trudno uznać za miniaturowe, ale to dobra cecha. Korpusy są tylko delikatnie wyższe od Sony A7 III, ale zapewniają znacznie lepszy uchwyt. Grip jest głębszy i wyższy, dzięki czemu osoby o mniejszych dłoniach będą mogły oprzeć wszystkie palce na uchwycie.
Po wzięciu aparatów do ręki najbardziej zaskakuje ich mała waga. Różnica względem pełnoklatkowych lustrzanek Nikona, a zwłaszcza względem D850, jest ogromna. Mimo to korpusy wyglądają na bardzo solidne. Jakość materiałów zewnętrznych jest wysoka, a wewnątrz mamy uszczelnianą konstrukcję ze stopów metali. To właśnie uszczelnienia sprawiają, że aparaty Nikona mają szansę przyciągnąć do siebie użytkowników lustrzanek.
Zestaw przycisków i pokręteł działa tak, jak powinien w Nikonie z wysokiej półki, a więc dobrze. System obsługi jest bardzo logicznie zaprojektowany, a do układu przycisków na pewno będzie można szybko przywyknąć. Co więcej, korpus jest na tyle duży, że można go wygodnie wziąć w dłoń nawet z dużym obiektywem i nie mieć wrażenia, że niechcący wciśnie się przyciski na tylnej ściance. Uchwyt na dłoń i wypustka pod kciuk są mocno odsunięte od przycisków. Oba korpusy są na zewnątrz identyczne. Mają taki sam układ przycisków i takie same gniazda.
Największe wrażenie robi wizjer, który jest rewelacyjny. Ma bardzo wysoką rozdzielczość i świetną jakość obrazu. Nikon może śmiało rywalizować z najlepszymi wizjerami Sony. Kolory nie są przejaskrawione, kontrast jest naturalny, a do tego w wizjerze nie ma jakiegokolwiek laga. Bardzo spodobał mi się też górny wyświetlacz OLED, który jest malutki i mieści komplet kilku najistotniejszych informacji o parametrach ekspozycji. Ekranik może wyświetlać białe cyfry na czarnym tle lub odwrotnie.
Największy zarzut dotyczy pojedynczego gniazda na kartę pamięci.
Dla wielu osób może to być wręcz cecha dyskwalifikująca nowe Nikony z profesjonalnych zastosowań. To ciekawe, bo Sony w niższych korpusach mieści dwa sloty na karty. Trzeba jednak pamiętać, że dwie generacje bezlusterkowców Sony miały pojedynczy slot, a dopiero w trzeciej pojawił się podwójny. Może się więc okazać, że całość jest strategią Nikona, a przyszłe generacji Nikonów Z będą miały dwa sloty.
W korpusach wolałbym też zobaczyć standard kart SD zamiast zastosowanego, egzotycznego XQD. SD w obecnej formie ma swoje ograniczenia, ale pamiętajmy, że są już zatwierdzone nowe standardy SD UC i SD Express, które umożliwiają tworzenie piekielnie szybkich i pojemnych kart.
Adapter Nikon FTZ prezentuje się obiecująco, ale jest jeden zgrzyt.
Przejściówka jest duża, bo wymaga tego ogromny bagnet nowego systemu. Widać dużą różnicę pomiędzy dwiema stronami przejściówki, zawierających mocowania Nikon F i Z. Wewnątrz adaptera nie ma żadnych soczewek, a jedynie piny przenoszące informacje o pomiarze światła, dane EXIF, a także autofocus. Oznacza to, że adapter nie ma wpływu na jakość obrazu, bo nie dodaje kolejnych elementów optycznych.
Niestety szybko okazało się, że adapter nie będzie współpracował ze starszymi obiektywami działającymi na tzw. śrubokręt, czyli konstrukcjami, które nie są wyposażone we własny silnik AF. Szkoda, bo takie obiektywy potrafią być naprawdę tanie, choć jakościowo mocno odbiegają od współczesnych konstrukcji.
Aparaty najlepiej charakteryzuje zasłyszana opinia: nowe Nikony nie powstały po to, by być lepsze od aparatów Sony, tylko po to, by użytkownicy Nikona nie musieli przesiadać się na Sony.
Takim użytkownikiem jestem ja sam. Na Nikonach pracowałem bardzo długo, od D90, przez D700, po D750. W pewnym momencie balans mojej pracy przechylił się ze zdjęć na filmy, co wymusiło zmianę systemu na Sony. Takich historii przesiadek jest całe mnóstwo. Sony już dawno skupiło wokół siebie filmowców, ale nierzadko przekonuje do siebie również fotografów.
Nowy bagnet zapowiada się niezwykle interesująco.
Bagnet jest bardzo szeroki, co rzekomo ma umożliwić tworzenie bardzo jasnych obiektywów. Zapowiedź Nocta 58 mm f/0.95 mm zdaje się to potwierdzać.
Jeszcze ciekawiej wypada informacja o odległości pomiędzy bagnetem a matrycą, która w systemie Nikon Z wynosi tylko 16 mm. To nawet mniej niż w aparatach Sony, które słynęły z małego dystansu. Dlaczego to takie ważne? Do bezlusterkowców Nikona będzie można podłączyć wszystkie szkła, które mają większą odległość do kołnierza, w tym również… obiektywy systemu Sony FE!
Technologicznie jest to jak najbardziej możliwe. Nie wiadomo, czy i kiedy pojawią się stosowne adaptery, ale jestem przekonany, że to kwestia czasu.
Co więcej, jeśli potwierdzą się plotki o nadchodzących pełnoklatkowych bezlusterkowcach Canona, zrobi się jeszcze ciekawiej. Jeżeli Canon będzie miał większą odległość do matrycy, możliwe będzie… podłączenie obiektywów nowego systemu Canona do Nikonów Z. Z kolei jeśli Canon będzie miał mniejszą odległość, będzie można do niego podłączyć obiektywy Nikon Z. Zapowiada się więc ciekawa rywalizacja.
Póki co, z technicznego punktu widzenia, możliwe będzie stworzenie przejściówki z systemu Canon EF na Nikon Z. Obiektywy Canona na Nikonie? Kiedyś brzmiało to jak bluźnierstwo, ale w praktyce może się to okazać bardzo ciekawym połączeniem.
Pierwsze wrażenia są bardzo pozytywne.
Nikony Z6 i Z7 mają kilka braków - wśród których najbardziej uwiera pojedynczy slot kart - ale są zaskakująco kompletnymi aparatami. Szczególnie jak na pierwszą generację sprzętu. Jeżeli w trakcie używania nie pojawią się wady konstrukcyjne, zapowiada się na to, że nowe Nikony będą naprawdę solidnymi aparatami. O sukcesie systemu zadecydują jednak obiektywy.
Niestety ceny nowych korpusów są wysokie i prezentują się następująco:
- Nikon Z6 z adapterem FTZ: 9999 zł,
- Nikon Z7 z adapterem FTZ: 16999 zł,
- Nikon Z6 z obiektywem 24-70mm: 12999 zł,
- Nikon Z7 z obiektywem 24-70 mm: 18999 zł,
- Nikon Z6 z obiektywem 24-70mm i adapterem FTZ: 13999 zł,
- Nikon Z7 z obiektywem 24-70mm i adapterem FTZ: 19999 zł,
- Nikkor Z 50mm f/1.8 S: 2799 zł,
- Nikkor Z 35mm f/1.8 S: 3799 zł,
- Nikkor Z 24-70mm f/4 S: 4499zł,
- Adapter Nikon FTZ: 1299 zł.
Nikon Z7 i Z6 – pierwsze wrażenia na gorąco. Nowe bezlusterkowce zaskakują