Indie to jeden z najważniejszych rynków dla producentów smartfonów. Xiaomi i Samsung wspólnie obsługują ponad połowę rynku, ale wciąż najwięcej Hindusów korzysta z feature phone'ów lokalnej produkcji, które dostać można „za darmo”.
Indyjski rynek smartfonów różni się znacznie od rynku europejskiego. Konsumenci są per capita mniej zamożni, a z drugiej strony traktują smartfony jak swoje komputery. Nie zrozumcie mnie źle, nie chodzi o to, że uruchamiają na nich skomplikowane arkusze kalkulacyjne czy renderują wideo. Chodzi raczej o to, że przed laty stosunkowo niewielu Hindusów mogło sobie pozwolić na kupno komputera i dopiero smartfony przyniosły nad Ganges rewolucję informatyczno-komunikacyjną do każdego domu.
Hindusi są totalnie mobile-first
79 proc. ruchu w internetowego w Indiach pochodzi właśnie ze smartfonów. Wyżej o kilka procent są tylko Kenia i Nigeria. Światowa średnia zostaje już daleko w tyle – na poziomie ok. 52 proc.
Hindusi na smartfonie przeglądają media społecznościowe, piszą ze znajomymi, grają w gry i szukają pracy – robią dokładnie to samo, co my, ale „bardziej”. Właśnie dlatego mają też specjalne potrzeby, które naświetliło mi kilku znajomych mieszkających na stałe w Delhi, a obecnie przebywających na wymianie studenckiej w Warszawie.
Po pierwsze specyfikacja
Nie chodzi o to, aby mieć Note’a 9 w kieszeni, ale aby zapłacić jak najmniej, a dostać jak najwięcej – przynajmniej na papierze. Kiedy my przestaliśmy się już fascynować wyścigiem na wincyj rdzeniuf Hindusi wciąż potrafią godzinami porównywać różne wariacje konfiguracji niedostępnych w Polsce smartfonów, aby w końcu wybrać ten, który oferuje najlepszy stusunek ceny do jakości i wydajności.
Po drugie ekran
Musi być duży. Przecież będzie całym cyfrowym życiem. Inaczej niż w Polsce, w Indiach często nie ma możliwości włączenia stacjonarki z 24-calowym monitorem, gdzie ustawić obok siebie można dwa okna przeglądarki. W sytuacji, gdy smartfon jest komputerem, pół cala naprawdę robi różnicę.
[caption id="attachment_785923" align="aligncenter" width="1000"] Rozmiar ma znaczenie. Nawet jeśli musisz oszczędzać na butach.[/caption]
Po trzecie pamięć wewnętrzna i porty
Tłumaczy się chyba samo. Wiele stron i plików zapisywanych do trybu offline sprawia, że nie tylko pamięć musi być pojemna, ale sam telefon powinien również udostępniać możliwość korzystania z kart SD. Na jednej można przecież mieć zapisane filmiki z YouTube'a (platforma pozwala na zapisywanie materiałów do offline'u w wielu krajach, m.in. w Indiach), na innej gry, a na trzeciej zdjęcia.
Mnogość portów to również niechęć do kupowania smartfonów pozbawionych wyjścia słuchawkowego. Aktywne korzystanie oznacza częste ładowanie, a jak kończy się ono w momencie, kiedy jednocześnie chcemy posłuchać muzyki na przewodowych słuchawkach? Po co sie ograniczać?
Po czwarte dual SIM
W Polsce nie mamy już do czynienia z potrzebą przełączania się pomiędzy różnymi operatorami, bo jeden oferuje lepszy pakiet danych, a drugi minut. W większości przypadków korzystamy raczej z oferty nolimits. W Indiach sytuacja wygląda zgoła inaczej i dwa simy są konieczne dla oszczędnego korzystania z telefonu.
Po piąte aparat
Nie chodzi tu o to, aby był najlepszy. Aparat robiący szczegółowe zdjęcia ląduje przeważnie na samym dole listy życzeń. Przeciętny chiński smartfon bowiem doskonale zaspokaja fotograficzne potrzeby Hindusów.
[caption id="attachment_785917" align="aligncenter" width="1000"] Czy intrygowała was męska bliskość w Indiach?[/caption]
Tyle anegdot – czas skonfrontować je z liczbami.
Dlaczego Indie są tak ważne? Bo są ogromne.
Niedługo będą największym krajem pod względem liczby ludności, ale już teraz są trzecim największym rynkiem jeśli chodzi o liczbę telefonów – za Chinami i Stanami Zjednoczonymi. Zbliżają się nawet do Amerykanów, dzięki 10-procentowej dynamice wzrostu.
Który producent rządzi w Indiach?
Najpierw nieco historii. Jeszcze do niedawna liderem indyjskich list sprzedaży był lokalny producent - Micromax, który trzy lata temu posiadał 22-procentowy udział w rynku. Poor-man's-phone (telefon biednego człowieka), jak określano tę markę, zdobył swoją pozycję, dzięki koncentracji na segmencie poniżej 500 zł i współpracy z gwiazdami światowego formatu: Rogerem Federerem i Hugh Jackmanem.
Niestety później było tylko gorzej. Micromax postawił na technologię 3G, która przegrywała z nowocześniejszym 4G i nie wytrzymał konkurencji z chińskimi producentami. Decydujący cios zadała mu demonetyzacja, którą rząd przeprowadził w końcówce 2016 r.
Rządzący Indiami Modi wycofał wówcz z obiegu banknoty o nominałach 1000 i 500 rupii (odpowiednio 60 i 30 zł) i wprowadził na ich miejsce nowe wzory dla banknotów 2000 i 500 rupii. Po co? Aby mieć większą kontrolę nad finansami państwa i lepiej ściągać podatki. W niektórych indyjskich miastach ponad 80 proc. ludzi pracuje bowiem na czarno, a jeszcze więcej rozlicza się przekazując pieniądze z ręki do ręki.
Bez kont bankowych trudno walczyć z szarą strefą, a (nieudana) demonetyzacja miała być pierwszym krokiem w tej wojnie. Ucierpiał Micromax. Za jego telefony płaco najczęściej w gotówce, a sklepy raportowały zmniejszenie obrotów o 70 - 80 proc.
„Out of service” - bankomat w Maduraju
I wtedy wchodzi Xiaomi...
Xiaomi na indyjskim rynku obecne było od 2014 roku, ale ogromny wzrost popularności marki Mi datuje się dwa lata później, kiedy firma wyprzedziła Lenovo pod względem udziału w rynku.
Indie powoli stawały się najważniejszym, poza ojczyzną, rynkiem dla Xiaomi. To w Delhi swoją premierę miał pierwszy telefon Chińczyków na platformie Android One - Mi A1. Dziś cztery z pięciu najlepiej sprzedających się telefonów w Indiach mają logo Xiaomi. W drugim kwartale br. były to Redmi 5A, Redmi Note 5 Pro, Redmi Note 5, and Redmi 5 - wszystkie z ekranami 5-6 cali i w cenie 400 - 900 zł.
Xiaomi rośnie w Indiach w blisko 40-procentowym tempie.
Źródło: CyberMedia Research, Za: QZ.
A Micromax w podobnym spada...
Ostatnie miesiące na indyjskim rynku to również ofensywa Samsunga, który obecnie idzie z Xiaomi łeb w łeb.
[infogram id="indie-rynek-smartfonow-1h7j4d1qxq794nr?live"]
Źródło: Counterpoint
Dzięki niedawnym premierom modelów Galaxy J6 i J8 Koreańczycy każdego dnia sprzedawali w Indiach po 50 tys. telefonów. Reklamując je podwójnym aparatem, świetnym ekranem i czymś niedostępnym w Polsce - funkcją przygotowaną przez Hindusów specjalnie na indyjski rynek.
[caption id="attachment_785974" align="aligncenter" width="800"] Chat Over Video - czy wkrótce zobaczymy to również w Europie?[/caption]
Samsungi wyróżniają się funkcją Chat Over Video, która wyświetla przezroczystą klawiaturę na ekranie smartfona. Dzięki temu Hindusi mogą odpisać na wiadomość bez przerywania oglądania materiału na YouTubie! Mała nowość, a cieszy.
Najciekawsze jest jednak to, że została opracowana w centrum R&D Samsunga w Noidi pod Delhi. Właśnie tam Samsung otworzył również największą na świecie fabrykę smartfonów. Na 13 hektarach ma produkować 120 mln smartfonów rocznie. Takimi możliwościami produkcyjnymi Samsung mógłby zaspokoić cały kraj! W minionym kwartale w Indiach sprzedało się bowiem 30 mln telefonów.
[caption id="attachment_785977" align="aligncenter" width="1000"] Teraz można oglądać jeszcze więcej![/caption]
W całym high-techowym wyścigu nie można jednak zapominać o jednej rzeczy:
Zaledwie co trzeci telefon w Indiach to smartfon.
Przynajmniej w segmencie feature phone'ów indyjskie firmy radzą sobie lepiej. JioPhone, należące do najbogatszego Hindusa, Mukesha Ambaniego, lideruje tej kategorii zaledwie rok po powołaniu do życia.
Źródło: CyberMedia Research, Za: QZ.
Sekret sukcesu Reliance Jio? Darmowe telefony.
To prawda. W zamian za jednorazowy, zwrotny depozyt w wysokości 1,5 tys. rupii (ok. 80 zł) Ambani rozdawał telefony przystosowane do funkcjonowania w swojej sieci. Miliarder kusił darmowymi połączeniami i tanim planem internetowym po 2,6 zł za 1 GB.
[caption id="attachment_786013" align="aligncenter" width="1000"] Źródło: strona Jio.[/caption]
Dziś Jio ma 125 mln klientów. I pokazuje, jak należy podchodzić do indyjskiego rynku. Nie bez przyczyny wykurzony został z niego Facebook z darmowym, ale ograniczonym internetem. Oferta Zuckerberga dawała ludziom okrojoną wersję sieci, która służyła jednej firmie. Była niemal jak jałmużna, która efektywnie uzależnia obdarowanego od pomocy.
Jio ma inną strategię. Na niewielkich marżach daje ludziom wolność korzystania z sieci na ich zasadach. Nie chodzi przecież o dawanie biedniejszym ludziom ryby, którą mogliby sobie złapać, gdyby mieli wędkę. Hindusi zapłacą, ale nie tyle, ile Zachód.
Indie to komórkowe eldorado. Jeden producent rozdaje je za darmo, a Samsung dodaje niespotykane funkcje