Już dawno minął ostatni kwietnia - termin rozliczenia podatkowego, a tak naprawdę w Polsce nikt nie może być pewny, jak właściwie wpisać przychód i chodów, kiedy środkiem rozliczeniowym były kryptowaluty. Rynek pieniądza cyfrowego dzielnie bronił się przed polityką, ale teraz w końcu przegrał. I chyba nie ma się co cieszyć.
Bijące ciągle rekordy popularności kryptowaluty w kraju nad Wisłą ciągle jakby miały pecha. Najpierw wszyscy udawali, że nie ma problemu: owszem, pieniądz wirtualny funkcjonuje, ale nie u nas w Polsce. No to po co w ogóle tematem się zajmować?
Chaos w Ministerstwie Finansów
Jak się jednak okazało, że wielu z Polaków jakimś cudem i wbrew narodowej logice jednak brała udział w transakcjach rozliczanych w kryuptowalutach to zaczął się chaotyczny i interpretacyjny „taniec” Ministerstwa Finansów.
I gdy z tygodnia na tydzień było tylko gorzej - pojawiały się kolejne mało konkretne komunikaty, rosła interpretacyjna zawierucha, w niektórych przypadkach wskazująca, że kryptowaluty powinny być traktowane jako dar ziemi - to coraz bliżej byłem zakładu samego z sobą, że temat w końcu będzie wykorzystywany politycznie.
Nadchodzi rok wyborczy
Z jednej strony mamy realny problem, który dotyczy lekko licząc dziesiątek tysięcy Polaków. Z drugiej na horyzoncie coraz widoczniej kształtuje się rok wyborczy. To jest to w ogóle możliwe, żeby „kryptoinwestorzy” nie byli wciągnięci w politycznych wir, jak wcześniej to było chociażby w przypadku frankowiczów?
A tu mija tydzień za tygodniem i cisza. Jak już to reprezentant resortu finansów głosi niezbyt konkretny komunikat. I to tyle. W Polsce politycznie podzielonej jak nigdy, przed kolejną wizytą w lokalach wyborczy. Dziwne, prawda?
Polityka nie bierze jeńców
I już zaczynałem nawet myśleć, że może przesadzam, że polityczna debata w naszym kraju jednak ewoluuje i krytyka już nie jest sama w sobie wartością, to okazało się, że opozycja właśnie zawiązuje sejmowy zespół, którego głównym zadaniem jest obrona kryptowalucierzy przed państwem i jego regulacjami. Proszę zwrócić uwagę: nie dla wypracowania właściwych rozwiązań legislacyjnych, a w obronie przed państwem.
Nie ma powodów, by wytaczać najcięższe działa przeciw perspektywicznie rozwijającej się technologii – mówi poseł Kukiz'15 Jakub Kulesza, który wraz z jednym kolegom niezrzeszonym i jednym z Nowoczesnej powołał specjalny zespół do życia.
Pomóc ma parlamentarny zespół
Można byłoby tę inicjatywę oceniać w samych superlatywach. Wszak obecny polski rząd zachowuje się jakby jednocześnie kochał i nienawidził najnowszych technologii, do których kryptowaluty z pewnością się zaliczają. W czerwcu ma ruszyć kolejna kampania, która w dużym skrócie ma zniechęcić Polaków do kryptowalut, jako narzędzia wyjątkowo niepewnego i ryzykownego.
Więc chyba dobrze, że pojawiają się politycy o zdrowszym w tym względzie rozsądku. Zawiązują zespół i obiecują, że będą piętnować wszelkie głupie propozycje regulacji państwa. No to przecież nic tylko się cieszyć? Osamotnieni już nie są osamotnieni, tak?
Faktyczna pomoc czy wyborcze udawanie?
Nic nie mogę poradzić, że rosną u mnie z minuty na minutę wątpliwości. Bo przecież nie jest tak, że kryptowaluty w Polsce pojawiły się w styczniu tego roku. Ministerstwo Finansów miało zbyt mało czasu do końca kwietnia no i nie zdążyło. Ale obiecało, że za rok już na bank da radę.
Przecież cyfrowy pieniądz jest znany od co najmniej paru lat. I był czas zarówno dla rządzących, jak i opozycji, żeby tematem na poważnie się zająć. Bez zaglądającego przez ramię roku wyborczego.
I boję się, że powołanie owego zespołu to kontynuacja tego, co znamy od co najmniej kilku tygodni: pustosłowie, zero konkretnych propozycji, odwlekanie w czasie. Dojdzie tylko coś jeszcze: kreślone przez niektórych wizji, jakoby to oni i tylko oni własną piersią bronili kryptowalut. Nie, nic nie chcą absolutnie w zamian. Tylko, żeby pamiętać w listopadzie, jak do urn trzeba będzie iść.
Powstał sejmowy zespół, który ma chronić kryptowaluty przed… głupimi decyzjami państwa polskiego