Większość liczących się platform dla graczy oferuje uniwersalny system grywalizacji, mający zwiększać zaangażowanie graczy w daną platformę. To był bardzo fajny pomysł. Obawiam się jednak, że niektórzy biorą go nieco zbyt na poważnie.
Trofeum, Osiągnięcie, Odznaka, Nagroda, Nakleja, Medal… nazw nagród za osiągnięcie czegoś szczególnego w grze jest multum, w zależności od systemu na którym gramy. Wszystkie jednak sprowadzają się do tego samego: do nagrodzenia gracza za to, że coś osiągnął. Może to być zwykłe przejście kolejnego etapu. A może to być coś bardziej nietypowego, na przykład nagroda za wyprzedzenie pięciu bolidów rywali pod rząd, bez utraty pozycji.
Przy czym zazwyczaj nagroda nagrodzie nierówna. Im trudniejsze wyzwanie, tym jest ona cenniejsza. Jej wartość wyrażana jest różnorako, w zależności od platformy. Przykładowo, na Xbox Live poszczególne Osiągnięcia są wartościowane punktowo. Z kolei na PlayStation Network przyznane Trofea mają różne nazewnictwo i reprezentację wizualną
Czy gamifikacja gier to nie przesada?
To zależy jak na to spojrzeć. Zacznijmy od tego, że nie musimy się tym absolutnie przejmować. Żaden system gamifikacji na żadnej platformie nie wymaga od gracza zdobywania kolejnych dodatkowych nagród. Jeżeli uważamy, że ich zdobywanie nie ma sensu, możemy cieszyć się samą grą jak gdyby nigdy nie istniały. Gamifikacja gier niczego nie psuje. Co jednak robić w momencie, gdy dana gra bardzo nam się podoba, ale w zasadzie ją przeszliśmy?
Tu z pomocą nadchodzą wspomniane dodatkowe nagrody. Wygrałeś wszystkie mistrzostwa w danej grze walki? To teraz przejrzyj listę dodatkowych nagród. Lepiej dążyć do czegoś, niż grać bez żadnego większego sensu. Przecież w definicji gry mieści się nagroda i zwycięstwo. Co powiesz na hipotetyczne osiągnięcie w tej grze wygraj mistrzostwa używając tylko pięści? No, to do roboty!
Za wprowadzeniem grywalizacji niezupełnie jednak stała dobra wola właścicieli platform do grania.
Dla właścicieli platform do grania i twórców gier ważne jest nie tylko kupno gry przez klienta, ale również jego zaangażowanie w rozgrywkę. Gracz, który nie porzuca danego tytułu po kilku lub kilkunastu godzinach zaczyna opowiadać o tej grze realnym i wirtualnym znajomym. Publikuje nowe zrzuty ekranowe i transmituje ją w sieci. Reklamuje ją swoim znajomym, zachęcając ich do zakupu. Ten sam gracz również chętniej dokupi do gry wydane po jej premierze dodatki, a może nawet kupi za realne pieniądze wirtualną walutę, jeżeli mechanika gry na to pozwala.
Na ten pomysł dodatkowego zaangażowania gracza jako pierwszy wpadł Microsoft. Wprowadził on swój system Gamerscore w 2005 r. Jego naśladowcą była firma Valve, która widząc ekspansję Xbox Live na komputery PC wprowadziła w 2007 r. system osiągnięć do platformy Steam. W kolejnym roku Trofea trafiły do PlayStation Network, a w 2011 r. do Apple Game Center. Dziś w zasadzie tylko Nintendo nie oferuje systemowego rozwiązania w kwestii gamifikacji. Spodziewam się, że to się zmieni w relatywnie nieodległej przyszłości.
Nagrody można ze sobą porównywać. Rywalizacja na nie jest już trudna.
Gamifikacja gier na wszystkich platformach wygląda identycznie. Za przykład wezmę Osiągnięcia na Xbox Live, miejmy jednak w pamięci, że w przypadku rywalizujących sieci – jak na przykład PlayStation Network – zmienia się tylko nomenklatura. Każda gra oferowana w ramach Xbox Live może oferować Osiągnięcia, których łączna wartość nie przekracza tysiąca punktów. Jeżeli gra przewiduje dodatki DLC, te mogą mieć dodatkowe Osiągniecia, ale o wartości nieprzekraczającej 250 punktów.
W ten sposób operatorzy platform do grania chronią graczy przed nieuczciwą rywalizacją ze strony wydawców gier. Żaden nie może przekonać gracza do zakupu właśnie jego gry, bo ta oferuje więcej osiągnieć. Niezależnie jaką grę wybierzemy, nigdy nie zdobędziemy w niej więcej, niż 1 tys. punktów. Na tym jednak zasady się kończą.
Niektórzy twórcy gier starannie obmyślają kolejne dodatkowe zadania dla graczy, dając im okazję na wykazanie się i stawiając przed nimi kolejne wyzwania. Inni idą na łatwiznę i po prostu przyznają punkty za przejście kolejnego poziomu. Niektórzy wręcz nie wprowadzają podziału na nisko- i wysokopunktowane Osiągniecia czy starannego podziału na złote czy platynowe Trofea. Wszystko zależy od samej gry.
To oznacza, że jeśli już koniecznie chcemy rywalizować na te dodatkowe nagrody ze znajomymi, wymiernym porównaniem będzie zestawianie konkretnych gier i wyników w nich. Porównywanie sumarycznej liczby nagród z wszystkich gier nie ma sensu. Bo wszystko zależy od tego w jakie tytuły gramy i jak starannie ich twórcy się do tych nagród przyłożyli.
Niektórzy jednak próbują. Co prowadzi do zabawnych sytuacji.
Dziś jeden z moich znajomych padł ofiarą hejtu ze strony internautów. Prowadzący serwis PolskiLive.pl Zbyszek Borowski, posługujący się nickiem Baron Xboxa w mediach społecznościowych został oskarżony o to, że ma zbyt niską liczbę punktów na Xbox Live, by móc się tytułować takim pseudonimem.
Pomijam fakt, że to tylko żartobliwy pseudonim i czepianie się go świadczy co najwyżej o niskim poczuciu humoru hejterów. Czy ktoś, kto odpuszcza sobie polowanie na Osiągniecia, jest mniej zaangażowanym graczem?
- Czy są to osiągnięcia realne, nasze własne, pokazujące nasz skill, czy też naciągane, powtarzalne czynności, które musimy wykonać tylko po to, żeby tylko zwiększyć liczbę punktów wirtualnego fejmu? – pyta retorycznie samozwańczy Baron. - Dla mnie te liczby nie wyznaczają statusu gracza. Czasem traktuję to jako sposób na lepsze poznanie gry, bo pewne zadania mogą zachęcać do wypróbowania nowego trybu, zastosowania innej taktyki, zupełnie różnego stylu gry niż mój własny. Ale żeby grać tak, żeby poświęcać się punktom, z których nic praktycznego nie wynika? Można, na swój sposób podziwiam, ale dla mnie to nie jest dobry kierunek – dodaje.
[caption id="attachment_680094" align="aligncenter" width="1000"] Baron Xboxa ma mniej punktów na Xbox Live ode mnie. W poszczególnych grach daje mi już łupnia.[/caption]
Microsoft ponoć już pracuje nad systemem, który zastąpi aktualne Osiągnięcia. I który faktycznie nadawać się będzie do rywalizacji z innymi graczami. Należy podejrzewać, że milcząca na razie na ten temat konkurencja również to rozważa.
Na razie jednak to zwykła zabawa, mająca zwiększyć radość gry, przedłużyć jej żywot i… zapewnić jej twórcy dodatkową promocję. Skoro sam właściciel platformy który ową gamifikację wynalazł niejako to przyznaje, to dalsze tego poglądu, tak najzwyczajniej w świecie, jest pozbawione jakiegokolwiek sensu.
Osiągnięcia i trofea w grach to dodatkowa zabawa, której nie powinniśmy traktować zbyt poważnie