Dwa razy musiałem wczoraj sprawdzać datę publikacji tekstu na Business Insider Polska, by upewnić się, czy naprawdę chodzi o końcówkę 2017 r. News wyglądał bowiem na żywcem wyjęty z 2011 r.
Kamil Durczok potrzebuje 3 mln zł, by ruszyć ze swoim nowym biznesem, aplikacją, która ma wyłapywać i dostarczać informacje z różnych źródeł, dostosowane do preferencji użytkownika - czytam na BIP i myślę sobie, że gdzieś tutaj zgubiono doświadczenie 6 ostatnich lat.
W październiku 2010 r. pisałem w magazynie „Press” w rubryce Interranking tak:
Jestem wielkim orędownikiem nowego trendu w Internecie medialnym, który polega na tzw. curation, czyli konstruowaniu spersonalizowanego, inteligentnego kanału ze źródłami informacji, opartego na zainteresowaniach i zachowaniach czytelnika w sieci.
Ta inteligencja polega na tym, że z każdym klikiem w link, z każdym przeczytanym tekstem w danym źródle system analizuje nasze preferencje, by następnie dobrać zoptymalizowaną dla nas lekturę. Tak działają aplikacje typu Feedly (Feedly.com), Zite (Zite.com) czy Pulse (Pulse.me). One z kolei korzystają z rewelacyjnego skryptu Readability (Readability.com), który wyciąga tekst ze strony źródłowej, by podać go w czystej formie odartej z reklam, męczących paginacji albo dziwnych sposobów formatowania tekstu.
Obok powyższych narzędzi korzystam z klasycznego czytnika kanałów RSS – Google Readera, ale w bardzo nowoczesnej formie aplikacji Reeder (Reederapp.com). Dzięki Reederowi obserwuję kilkaset najważniejszych dla mnie źródeł informacji w sieci bez konieczności odwiedzania każdego osobno. Dłuższe lub po prostu najciekawsze teksty z moich codziennych prasówek wysyłam do dwóch serwisów „czytania później” – Instapaper (Instapaper.com) oraz Read It Later (Readitlaterlist.com), dzięki którym mogę je czytać później na dowolnym urządzeniu w czystej tekstowej formie.
Instapaper doczekał się kilku świetnych dodatków, które pomagają wyłowić z sieci najlepsze treści. Często korzystam z Long Reads (Longreads.com) oraz Give Me Something to Read (GiveMeSomethingToRead.com), które zbierają z sieci interesujące, dogłębne teksty i prezentują je w formie przygotowanej do czytania w Instapaper.
To był rok 2011. Gdzieś od 2010 r. trwał boom na nowy fenomen internetu informacyjnego, umownie nazwany curation. Potrwał do 2012 r.
W połowie 2011 r. Facebook wprowadził bowiem zmiany do swojego Newsfeeda, w którym zastępował słynny EdgeRank algorytmem korzystającym z ‚machine learning’, czym w krótkim czasie zaorał sens istnienia oddzielnych aplikacji agregujących treści z wielu mediów.
Wiele świetnych serwisów, usług i aplikacji padło.
Najbardziej żałuję aplikacji Zite, która w 2014 r. została kupiona przez większego konkurenta Flipboard, a rok później, w grudniu 2015 r. zamknięta. Była to pierwsza naprawdę dobrze działająca usługa typu curation - świetnie działał mechanizm agregujący uczący się preferencji użytkownika w trakcie korzystania z usługi.
Dobrze korzystało się też z aplikacji Pulse, która szczególnie na smartfonach z Androidem dawała radę. Niestety, podobnie jak w przypadku Zite, nie udało się zbudować sensownego biznesu na bazie usługi curation i Pulse.me został sprzedany za niewielkie pieniądze Linkedin, a następnie zintegrowany z usługami wewnątrz większego serwisu.
Pamiętam też takie serwisy jak Flud czy Smartr, których również swego czasu namiętnie używałem i które niestety szybko padły.
Przez moment wydawało się, że rynek tzw. inteligentnych prasówek zdominują giganci światowego rynku tech, którzy również zainteresowali się rynkiem aplikacji wyłapujących i dostarczających informacje z różnych źródeł, dostosowanych do preferencji użytkownika. Google wydał swoją aplikacją Currents, a Yahoo - Livestand. Żadna z nich nie okazała się sukcesem i dziś próżno ich szukać w sklepach z aplikacjami.
Zresztą z usług powstałych podczas boomu na curation przetrwał w zasadzie jedynie Flipboard, choć i tak co kilka miesięcy w mediach pojawiają się informacje o kolejnych problemach finansowych jego twórców. Można więc z dużą pewnością założyć, że nie jest to ani sukces zasięgowy, ani finansowy. Ot, aplikacja dla internetowych geeków.
No właśnie, jedno jest oczywiste - aplikacje typu curation nie przyjęły się, bo nie było na nie zapotrzebowania wśród przeciętnych użytkowników urządzeń mobilnych i internetu.
Podobnie jak w przypadku czytników RSS, korzystali z nich jedynie mocno zaawansowani użytkownicy, spędzający w internecie wiele godzin dziennie lub tacy, którzy po prostu pracowali w biznesie medialnym. Innym wystarcza facebookowy newsfeed, Twitter, czy usługi typu Wykop, które przecież misję segmentacji i priorytetyzacji informacji medialnych skutecznie wypełniają.
Moda na oddzielne aplikacje typu curation minęła, co jednak nie oznacza, że sam pomysł nie jest realizowany w inny sposób.
Usługi kuracji mediów są dziś zazwyczaj wbudowane w inne szersze narzędzia, jak chociażby Google Now w aplikacji Google na urządzenia mobilne, czy Upday będący spersonalizowanym feedem informacji na jednym z ekranów interfejsu telefonów Samsunga, czy w usłudze Xperia Lounge na telefonach marki Sony, która zbiera nie tylko informacje nt. cyfrowej rozrywki, ale także oferuje konkursy, zaproszenia, wywiady i prezentacje filmów czy audiobooków.
Budowanie oddzielnej usługi/aplikacji z segmentu curation na przełomie 2017 i 2018 r. wydaje się karkołomnym pomysłem.
Czytaj również: 12 najlepszych aplikacji do czytania newsów, o których zapomniał Kamil Durczok
Kamil Durczok ma pomysł na aplikację... rodem z 2011 roku